Ciągle obiecujesz sobie, że zaczniesz biegać, zapiszesz się na siłownię, będziesz trenować w domu. Ciągle odkładasz ten wielki dzień i powtarzasz sobie: „Od jutra zacznę”. I choć tak naprawdę powinnaś przebierać nogami na samą myśl o tym, co Cię czeka, bo sport to przecież lepsze samopoczucie, dawka energii na cały dzień i piękne ciało, to jednak coś Cię hamuje. I ja dobrze wiem co, bo też kiedyś byłam w tym miejscu. Dlatego dziś kilka porad dla totalnie początkujących. Nie ma sensu odkładać regularnych treningów na później, zacznij lepsze, fajniejsze i szczęśliwsze życie już dziś. Już teraz - najlepiej. Wiosna w pełni, trudno o lepszy moment, nie odkładaj tego. Przeczytaj ten tekst, zamknij komputer i rusz się!
Zauważyłam, że jesteśmy dość dziwnym gatunkiem. Najpierw przez długie lata zalegamy na kanapie i się nie ruszamy, ale kiedy już podejmiemy decyzję, że czas na zmiany, robimy to z przytupem. Najchętniej trenowałybyśmy dwa razy dziennie i za każdym razem wyciskały z siebie wszystko, co się tylko da. Jeśli nie padamy na twarz, znaczy się trzeba powtórzyć. Niby fajnie, że jak już się decydujemy, to jesteśmy tak bardzo zmotywowane, że ciężko nas powstrzymać, jednak każdy kij ma dwa końce: niestety w większości przypadków, takie ostre zrywy kończą się wypaleniem, zniechęceniem, wyczerpaniem. Po miesiącu czy dwóch rzucasz buty biegowe, torbę na siłownię, czy płytę DVD w kąt, bo masz wrażenie, że Twoje życie to tylko praca, dzieci, dom i trening. Nie ma czasu na książkę, film czy kawę z koleżanką. A do tego wszystko Cię boli i zamiast być wulkanem energii, jak obiecywali w kolorowych magazynach i na blogach, padasz na twarz. Dlatego moja rada jest taka: ostudź nieco ten zapał i zacznij spokojnie. W przypadku treningu WIĘCEJ wcale nie znaczy LEPIEJ. Oto kilka moich wskazówek:
Jeśli dopiero zaczynasz przygodę ze sportem, nie trenuj codziennie. 3 treningi w tygodniu wystarczą, żeby się rozkręcić, ale też mieć czas na regenerację i odpoczynek tak naprawdę bez względu na to, jaki sport wybierzesz. Oczywiście z czasem możesz stopniowo zwiększać liczbę treningów nawet do 6 czy 7 w tygodniu, jeśli są ułożone z głową: po tych intensywnych, przychodzi czas na aktywny wypoczynek np. spokojne wybiegania, delikatny basen, joga, Pilates etc.
Nie przesadzaj z długością treningów. Żeby zbudować wytrzymałość, wzmocnić się, wyrzeźbić piękne ciało, wcale nie musisz ćwiczyć 2 godzin. Możesz zdziałać cuda i w 20 minut np. dzięki intensywnej tabacie (czyli wybierasz kilka ćwiczeń, powiedzmy 5-7, najlepiej takich, które angażują kilka grup mięśni`:np. przysiady z wyskokiem, pompki, wykroki, podpory, burpee i wykonujesz każde z nich w określonym czasie np. 30-40 sekund, i dajesz sobie 10-15 sekund przerwy na złapanie oddechu. I tak wykonujesz kilka serii. Przerwa miedzy seriami nieco dłuższa: 1 minuta). To samo z bieganiem, jazdą na rowerze czy pływaniem: kiedy masz mało czasu, pomyśl o interwałach.
Uprawiaj sport, który lubisz. Owszem, żeby wiedzieć, czy coś lubisz, czy też nie, musisz tego spróbować i to najlepiej nie jeden raz a kilka razy. Weźmy pod lupę takie bieganie: mało komu podobają się pierwsze treningi. Jeśli jednak cierpliwie odczekasz kilka tygodni, zaczniesz czerpać z nich prawdziwą przyjemność i szybko poczujesz, o co chodzi w tym całym boomie na bieganie. Choć wcale nie musi tak być. Znam wiele osób, które próbowały kilka razy i ostatecznie podjęły decyzję: „To nie jest sport dla mnie. Nie kręci mnie, nie sprawia żadnej przyjemności, najzwyczajniej w świecie nie czuję tego” - mówią, a Zumbę albo CrossFit uwielbiają. I o to chodzi! Trzeba szukać, próbować, eksperymentować i wybrać taką dyscyplinę, której uprawianie daje nam fun!
Nie musisz mieć profesjonalnego sprzętu, by zacząć się ruszać. Nie daj sobie tego wmówić. Jasne, koszulka techniczna z materiału, który odprowadza pot na zewnątrz, idealnie dopasowane buty z odpowiednią amortyzacją lub bez - to wszystko poprawi jakość treningu, ale nie jest absolutnie niezbędne do tego, by zacząć. Znam wiele osób, od których słyszę: „Zaczęłabym biegać, ale nie mam dobrej kurtki. Poczekam aż się zrobi cieplej” albo „Jak ja będę w tym wyglądać na siłowni?”. Moja rada: nie przejmuj się tym, co pomyślą inni, zakładaj to, co masz w szafie, bylebyś się dobrze czuła, był Ci wygodnie i komfortowo.
Nie myśl za dużo, działaj! Zanim weźmiesz się za uprawianie jakiegoś sportu, kupujesz kilka książek, spędzasz godziny na czytaniu różnych artykułów w internecie i magazynach, oglądasz filmiki, a im więcej wiesz, tym bardziej zagubiona się czujesz. Sporo rzeczy się wyklucza, wielu nie rozumiesz, pojawiają się nowe terminy. Moja rada: nie spędzaj zbyt dużo czasu na teorii, skup się na praktyce. Oczywiście, to świetnie, że chcesz trenować świadomie, bo dzięki temu unikniesz wielu błędów, których konsekwencje mogą być bolesne, ale nie przesadzaj. Na wiedzę przyjdzie czas, a Ty się po prostu rusz. Idź na pierwszy trening i słuchaj swojego ciała, obserwuj, patrz, co na Ciebie dobrze działa, a co nie. Z czasem poznasz ciekawych ludzi, od których wiele się nauczysz, będziesz wiedziała jakich informacji szukać w książkach, w sieci czy gazetach, a wszystko ocenisz swoją własną miarą, bo będziesz lepiej rozumieć własne ciało.
No, to ja już nie zarzucam Cię zbyt dużą dawką teorii, po prostu rusz się, wyjdź na pierwszy trening, a potem znowu pogadamy!
Trzymam kciuki!
Mężczyźni twierdzą, że coś sobie wydumałyśmy. „Ja tam nic nie widzę, wymyślasz. Świetnie wyglądasz”. Mamy szczęście, że tych naszych panów wychowały mądre mamy, a potem ukształtowały równie sympatyczne - jak oni to mówią - „koleżanki”. Wiedzą co powiedzieć, żebyśmy się czuły dobrze we własnej skórze. I o to przecież w życiu chodzi! My jednak wiemy swoje i swoje widzimy. Najbardziej bezlitosne są lustra w niektórych przymierzalniach. Wchodzisz, z radością wrzucasz na siebie nowy ciuch, który właśnie wpadł Ci w oko, a odbicie krzyczy: „Ale masz skórkę pomarańczową na udach! Zrób z tym coś kobieto, nim wskoczysz w szorty albo założysz tę sukienkę”. No i nie ma rady, trzeba walczyć z cellulitem. Jak? Oto kilka praktycznych porad, które nie zrujnują Twojej kieszeni, nie wypełnią i tak już pękającego w szwach kalendarza, ale znacznie poprawią sprawę! Zacznij już dziś!
Regularność przede wszystkim!
Mamy taką tendencję, że dbamy o siebie sezonowo. Pedicure - jak najbardziej, robimy, nawet całkiem regularnie ale startujemy w maju, bo przecież wcześniej i tak nikt nie ogląda naszych stóp to jakie to ma znaczenie, czy paznokcie są pomalowane a piety gładziutkie? Do fryzjera idziemy przed urlopem, świętami, weselem koleżanki i innymi takimi okazjami. Za walkę z cellulitem z kolei, bierzemy się wtedy, gdy temperatura na zewnątrz rośnie i jest coraz większa szansa na to, że długie jeansy zaraz pójdą na dno szafy. Jasne, trochę wyolbrzymiam, nie jest z nami aż tak źle, ale sama przyznasz, że zimą często zapominamy o peelingu czy nawilżaniu skóry dobrym balsamem, bo nie odsłaniamy nóg i jakoś tak po macoszemu podchodzimy do tematu. Niestety, żeby uniknąć pomarańczowej skórki, ważne jest to, by skóra była w dobrej kondycji przez cały rok. Dlatego warto pamiętać o regularnym złuszczaniu i nawilżaniu.
Do wroga podejdź kompleksowo
Budzimy się w ostatniej chwili i mamy nadzieję, że wszystko załatwimy kremem, żelem, bandażami rozgrzewającymi, bańką chińską albo masażem. Na rynku rzeczywiście jest dostępnych mnóstwo fantastycznych kosmetyków bogatych w składniki aktywne, które wspomagają redukcję tkanki tłuszczowej, usuwanie produktów przemiany materii, regulują mikrokrążenie. I tutaj jeszcze raz wymienię słowo-klucz: WSPOMAGAJĄ. Nie łudźmy się, że pozbędziemy się problemu w kilka tygodni tylko przy pomocy kremu. Trzeba działać kompleksowo! Ważna jest odpowiednia dieta i aktywność fizyczna.
Jeśli chodzi o odżywianie, najłatwiej zapamiętać sobie jedną zasadę: jak najmniej przetwarzanych produktów. Co to znaczy? Starać się sięgać jedynie po to, co rosło lub chodziło. Unikać gotowych rozwiązań, w których znajdziemy całą tablicę Mendelejewa, tonę cukru (choć opakowanie kusi opcją 0% tłuszczu), soli i konserwantów. Pij wodę, ogranicz kawę, unikaj alkoholu.
Jeśli zaś mowa o aktywności, próbuj wszystkiego! Każdy sport jest dobry. Zamiast stać w korkach w drodze do pracy, wsiądź czasem na rower. Zamiast na kawę, weź przyjaciółkę na Zumbę, zamiast na shopping, umów się na jogging. Do tego pomyśl o treningu funkcjonalnym, gdzie pojawi się sporo ćwiczeń na uda i pośladki (np. różnego rodzaju wykroki, przysiady, wznosy).
Wystarczy kilka minut dziennie
Jasne, gdyby do tej dobrej diety i treningów dorzucić regularne wizyty u masażysty, osiągnęlibyśmy najlepsze efekty. Ale bądźmy szczere: kto ma na to czas i pieniądze. Ja nie mam. Na szczęście jest teraz bardzo dużo naprawdę fajnych produktów, które są łatwe w użyciu i w przystępnej cenie. Wystarczy regularnie robić peeling w tym czasie, kiedy i tak jesteśmy pod prysznicem, a po wyjściu z wanny kilka minut pomasować się wałkiem i wmasować w ciało żel albo pobawić się bańką chińską wykorzystując olejek. Raz na jakiś czas warto też owinąć się w bandaże termoaktywne i poczytać w tym czasie książkę (ja jeszcze wykorzystuję ten moment i nakładam maskę na twarz - takie domowe SPA. A co! Jak się bawić, to się bawić!). Ciekawe wrażenia podczas samego zabiegu, a efekty naprawdę fajne!
Pamiętajmy o tym, żeby dbać o siebie regularnie, przez cały rok i robić to na wiele sposobów: dietą, treningami, zabiegami, kosmetykami. Dzięki temu nie tylko będziemy lepiej wyglądać, ale przede wszystkim LEPIEJ SIĘ CZUĆ! A czy może być coś bardziej sexy niż szczęśliwa kobieta? Kto by tam wtedy się dopatrywał czy mamy pomarańczową skórkę...
Ania
PannaAnnabiega.pl